Gdyby był to tekst naukowy, pewnie nosiłby tytuł „Radykalizacja prawicy na świecie w obliczu zagrożeń globalnych”. Na szczęście jest to tylko, lub aż, artykuł publicystyczny i dlatego może nosić taką nazwę, jaką zaproponowałem. Bo słowo „radykalizacja” jest jednak za mało dosadne – to, z czym mamy do czynienia zasługuje właśnie na określenie „zdziczenie”.

Zdziczeniem bowiem można nazwać ten proces, któremu ulegli Republikanie w USA. To ono spowodowało, że dziś jedynym realnym kandydatem tej partii na prezydenta jest Donald Trump. Elektorat go kocha, uważa za ucieleśnienie cnót wszelakich i wyraziciela jego prawdziwych poglądów. Dlatego wyborcy już dawno odwrócili się od kandydatów mających szanse za powalczenie o wyborców centrowych, a jedynymi, którzy jeszcze jakoś się liczą, są Rubio i Cruz, których też przecież trudno nazwać umiarkowanymi (uwaga ta dotyczy zwłaszcza Cruza). Wyborcy republikańscy chcą pajacującego miliardera, bo mówi wprost rzeczy rasistowskie, izolacjonistyczne i populistyczne. Jest brutalny wobec słabych i obcych. A tego właśnie chce elektorat prawicowy.

Dlaczego? Bo lata był demoralizowany przez swoje media, przez liderów opinii i polityków. TV Fox schlebiał mu, przedstawiając prostacką wizję świata i Ameryki. Radiowi kaznodzieje przekonywali go, że USA to ziemia wybrana przez boga. Liderzy opinii nie reagowali, gdy twierdzono, że trzy tysiące Żydów nie pojawiło się 11 września 2001 roku w pracy w WTC. Politycy mamili go łatwymi hasłami izolacjonizmu gospodarczego i politycznego Stanów. A republikańscy senatorzy walczyli z teorią ewolucji i domagali się wprowadzenia w szkołach kreacjonizmu, zakładającego, że świat został stworzony przez boga sześć tysięcy lat temu. W sześć dni.

Dlatego właśnie dzisiaj ‘lud republikański” tylko w Trumpie widzi reprezentanta swojego światopoglądu i chce go słuchać. Miliarder jest bowiem nie powodem zdziczenia amerykańskiej prawicy, ale jej efektem. Finalnym, jak na razie, etapem tego procesu.

Nieco podobnie, choć nie identycznie, prawica dziczeje na naszym kontynencie. Prawie we wszystkich krajach UE można obserwować radykalizację i prymitywizowanie się partii prawicowych – tych już istniejących oraz nowo powstających. Sukcesy Frontu Narodowego we Francji, czy działalność Berlusconiego we Włoszech są tego świetnym przykładem. W Niemczech wzrasta w siłę AfD, a CSU się radykalizuje. W państwach skandynawskich narastają nastroje rasistowskie, a brytyjscy torysi nigdy chyba nie byli tak podzieleni i tak brutalnie wyrażający się o Europie i imigrantach. Także i nasza część Starego Kontynentu nie oparła się temu zdziczeniu, czego Polska i Węgry są najlepszymi przykładami.
Tak właśnie europejska prawica reaguje na poważne kryzysy – ekonomiczny i uchodźczy. Radykalizuje program, zaostrza język, upraszcza komunikat. Dziczeje – jednym słowem. O ile lewica radzi sobie różnie (czasami idąc do środka, jak niemiecka SPD, a czasami przesuwając się na skrajnie lewackie pozycje, jak Sanders w USA czy Corbyn w Wielkiej Brytanii), o tyle prawica prawie zawsze wybiera drogę zdziczenia – obsługuje najniższe emocje, najbardziej prymitywne żądania, schlebia najpodlejszym gustom. Jakby nie potrafiła inaczej, albo jakby uważała, że jej wyborców tylko to może usatysfakcjonować.

Niestety, jak już było to wspomniane, proces ten nie ominął naszego kraju. Zdziczenie tutejszej prawicy następuję w zatrważającym tempie. Powtarza się proces, który wcześniej mogliśmy obserwować w USA – media schlebiają najgorszym instynktom, liderzy opinii dopasowują się do prymitywnych oczekiwań swych odbiorców, politycy dolewają jedynie oliwy do ognia i prowokują wciąż bardziej oszalałymi wypowiedziami. Kilka przykładów? Kiedy kibice wygwizdali Beatę Szydło w czasie ceremonii wręczania medali na mistrzostwach w piłce ręcznej, prawicowe portale pisały o tym, że to…niemieccy goście tak potraktowali naszą premier. Jeden z liderów polskiej prawicy twierdził, że marsze KOD finansuje „żydowski bankier”. Dorada prezydenta sugerował, że są one z kolei elementem wojny hybrydowej, którą wobec Polski prowadzi Rosja i że współuczestniczą w tym organizatorzy marszów ( doradca zachował stanowisko). Uwagi wysokich urzędników unijnych są kwitowane przypominaniem im, że są oni wnukami hitlerowskich najeźdźców. Opozycja określana jest jako złodzieje, komuniści, ludzie gorszego sortu, gestapo itp.

Perspektywa przyjazdu do Polski siedmiu tysięcy imigrantów spotkała się z histerią zupełnie niewspółmierną do zagrożenia. Prawicowi politycy i publicyści obawiali się, że uchodźcy będą gwałcić „nasze kobiety”, kraść, rabować, sycić wszelkie pożądania. A przy okazji zniszczą wiarę katolicką i podstawy naszej cywilizacji. Warto przypomnieć, ze chodziło tu i liczbę siedmiu tysięcy, czyli mniej więcej o jedną rodzinę w jednej gminie.

To właśnie przy tej okazji doszło do całkowitego zdziczenia polskiej prawicy – język, którym wówczas się posługiwano, był czysto rasistowski, wprost pochodzący z mrocznej europejskiej przeszłości. Mówili nim politycy, ale także prawicowi publicyści i liderzy opinii publicznej. Widać więc, że naszego kraju nie ominęły trendy ogólnoświatowe. Szkoda tylko, że nie chodzi tu o globalizację ekonomiczną, upowszechnienie praw człowieka, zmianę stosunku do zwierząt, lecz o zdziczenie prawicy.

Czy zakończy się to jak w Stanach Zjednoczonych? Tym, że coraz bardziej radykalizująca się prawica w pewnym momencie tak się zapętli we wzajemnych szaleństwach i prymitywizmach, że nie będzie już zdolna do powalczenia o centrowy elektorat? Jeśli miałaby to iść w tym kierunku, w jakim zmierza obecnie, i do jakiego dotarła już prawica amerykańska, to należałoby sobie tego życzyć. Sobie i Polsce.

fot. Donald Trump