Na dwa dni przed wyborami można już chyba zaryzykować twierdzenie, że PiS będzie rządziło samodzielnie. Nie żebym był pewien, iż zdobędzie ponad 231 mandatów, bo tego jeszcze nie wiemy (choć partia Kaczyńskiego wciąż ma na to szansę), ale wszystko wskazuje na to, że nawet jak sztuka ta się nie uda, to niepotrzebne będzie wchodzenie w trwałą koalicję rządową z jakimkolwiek innym ugrupowaniem.

Ostatnie sondaże pokazują, że zarówno Kukiz’15, jak i KORWIN, mają wzrastające szanse na przekroczenie progu 5%. Liderzy obu ugrupowań już zapowiedzieli, że nie będą wchodzić do rządu, ale że będą wspierać go w poszczególnych, popieranych przez siebie, głosowaniach i posunięciach. Efektem tego będzie jedno – szybkie rozmontowanie obu klubów i przejęcie przez Kaczyńskiego ich posłów.

Po tym, jak Kukiz i Korwin – Mikke udzielą poparcia rządowi PiS, stracą tak naprawdę jakikolwiek wpływ na to, co będzie on robił. Spełnianie ich postulatów programowych będzie rozciągać się w czasie, natomiast rząd będzie musiał powstać, urzędy wojewódzkie, spółki skarbu państwa i różnego rodzaju agencje rządowe będą musiały być obsadzone. To pozwoli w krótkim czasie związać z nowym rządem większość posłów Kukiza i JKM. Kaczyński będzie potrzebował zaledwie kilku – kilkunastu tygodni do rozmontowania i „wrogiego przejęcia” obu klubów.

Szczególnie łatwe będzie to w przypadku klubu Kukiz’15, bowiem ludzi tych nie będzie łączyło prawie nic, poza deklarowaną antysystemowością. Biorąc pod uwagę, że z tej listy mogą dostać się do sejmu politycy już istniejących partii (jak Ruchu Narodowego czy Kongresu Nowej Prawicy), to los wspólnego i spójnego klubu pod przywództwem Pawła Kukiza wydaje się przesądzony.

Nieco trudniej będzie Kaczyńskiemu rozbić klub KORWIN, ale i tu może spodziewać się przeciągnięcia na swoją stronę kilku „pragmatyków”, którzy chętnie porzucą swego „krula” na rzecz zapewnienia sobie i swojej rodzinie dostatniego życia na koszt podatnika. Wiara w to, że wokół JKM zgromadzili się jedynie ideowcy i liberalni fanatycy ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.

Szanse antypisowskiej koalicji, owego „kordonu sanitarnego” wokół tej partii, na zdobycie ponad 231 mandatów są dziś minimalne – nie widać możliwości, by PO, wraz z PSL, Nowoczesną i Zjednoczoną Lewicą mogły zdobyć większość w Sejmie (nie wiadomo zresztą, czy wszystkie one przekroczą progi wyborcze). Zatem szanse PiS na zdobycie, a potem utrzymanie władzy rosną w zawrotnym tempie. I to na zdobycie władzy niepodzielnej, samodzielnej, bez konieczności wchodzenia w trudne i kłopotliwe koalicje z poważnym i niewygodnym partnerem, jakim mogłoby być na przykład PSL.

Znając zdolności i talenty Kaczyńskiego do parlamentarnej gry, zdoła on bardzo szybko podporządkować sobie posłów od Kukiza i JKM. I nigdy już ich nie oddać – utrzymując wciąż zdolność do rządzenia w formule gabinetu jednopartyjnego. Naiwność i nieporadność polityczna obu mniejszych liderów będzie mu tylko to zadanie ułatwiać. Dlatego właśnie efektem niedzielnej elekcji będą długie i niepodzielnie rządy Kaczyńskiego. Bez przystawek. Za to z deserem.