Ostatnie 48 godzin w życiu Andrzeja Dudy to pasmo katastrofalnych błędów, groźnych pomyłek i niepotrzebnych wpadek.

Katastrofalnym błędem było publiczne wyrażenie woli przystąpienia Polski do grupy negocjującej rozwój sytuacji na Ukrainie (czyli do tzw. „formatu normandzkiego”). Słuszny skądinąd postulat został natychmiastowo ośmieszony i zdyskredytowany przez Petro Poroszenkę. I to w Berlinie, w obecności Angeli Merkel. Rzeczpospolita została postawiona do kąta i publicznie upokorzona. Pokazano jej miejsce w szeregu – dodajmy: nie w pierwszym. A wszystko przez niefrasobliwość i brak profesjonalizmu otoczenia PAD, jak i jego samego. Pokazali oni, że nie rozumieją, czym jest skuteczna, czyli cicha dyplomacja. Pokazali także, że mgliste mają rozeznanie w dyplomatycznej kuchni i tego, „jak to się robi”. Przez swoją popędliwość pozwolili na szybką falsyfikację „międzymorskich” snów nowego prezydenta i chęci prowadzenia przez niego polityki nie na miarę naszych możliwości, ale na miarę ambicji Jarosława Kaczyńskiego i tych, którzy wychowywali się pod jego wpływem.

Poważnym błędem była także reakcja na publikację „Newsweeka” dotyczącą wyjazdów Andrzeja Dudy, w czasie gdy był jeszcze posłem, do Nowego Tomyśla, gdzie wykładał w prywatnej szkole. Zarzut uczyniony przez dziennikarzy tygodnika jest poważny – wykorzystywanie publicznych środków (czyli darmowego transportu i zakwaterowań) do zarabiania jak najbardziej prywatnych pieniędzy. Kancelaria PAD kazała nam czekać cały dzień, by wieczorem opublikować oświadczenie nikogo nie satysfakcjonujące. Kilkadziesiąt osób, które powinny się były tym zajmować od rana, wydały z siebie trzyzdaniowy tekst, w którym zapewniono się nas, że wszystko było ok. Zamiast szczegółowego rozpisania wizyt poselskich i spotkań w regionie, w opisanych przez „Newsweek” terminach, dostaliśmy świadectwo moralności wystawione PAD przez jego urzędników.

Groźną pomyłką była decyzja, że od tej pory dziennikarze tego tygodnika, a także „Gazety Wyborczej” i „Gazety Polskiej” (chyba dla równowagi), nie będą akredytowani przy zagranicznych podróżach głowy państwa. Posunięcie małe i nie przystające do prezydenta. Najpierw pisze on listy do dwóch gazet, by w tydzień później odmówić wzięcia ich dziennikarzy na pokład prezydenckiego (więc państwowego) samolotu. Obrażanie się na media zupełnie nie w stylu, z jakiego znaliśmy Andrzeja Dudę z kampanii wyborczej. I jaki zapewnił mu wygraną. Czyżby w ciągu dwóch tygodni sprawowania urzędu zapadł on na chorobę trawiącą każdego dygnitarza, czyli butę i zadufanie w sobie? Nawet jeśli czuje się krzywdzony przez dziennikarzy dwóch pierwszych tytułów, to przecież nie usprawiedliwia to takiej reakcji.

Niepotrzebną wpadką z niedzieli było natomiast włączenie się PAD do rozmowy na twitterze między dwoma przypadkowymi paniami, które wzajemnie oskarżały się o to, że wyglądają „jak pół dupy zza krzaka” (dokładny cytat). Spór dotyczył jedynie tego, że jedna zarzucała drugiej, że wygląda tak bez makijażu, podczas gdy ta druga twierdziła, że ta pierwsza wygląda tak nawet w makijażu. Głowa państwa zareagowała i wezwała obie panie do uspokojenia nastrojów i zakończenia kłótni. Gdy zwróciłem PAD uwagę na twitterze, że tego typu wpisy obniżają godność urzędu, prezydent odpisał, że wraca właśnie ze Szczytna do Warszawy i twitter traktuje jako formę relaksu. Dostaliśmy więc obraz nudzącego się w aucie prezydenta, który dla zabicia czasu wdaje się w internetowe pyskówki.

Wszystkie te sprawy – ważne, bardzo ważne i błahe – pokazują, że PAD znalazł się w poważnych kłopotach. Przestał radzić sobie z wykonywaniem swojego urzędu. Popełnia błędy znacząco obniżające pozycję Polski na arenie międzynarodowej, ale także nie radzi sobie przy pierwszym kryzysie wizerunkowym. Oraz sam w takie kryzysy się pakuje. Albo nie ma przy nim osób, które mogłyby go przed takimi kłopotami i wpadkami przestrzec, albo Andrzej Duda ich nie słucha. W obu przypadkach sytuacja wymaga natychmiastowej reakcji. Dla dobra samego PAD, ale także nas wszystkich. Nie stać nas w obecnych czasach na prezydenta, który traci czas na uciszanie kłócących się przekupek, upokarzanie Rzeczpospolitej na arenie międzynarodowej oraz obrażanie się na media za to, że czynią swoją powinność. Coś złego dzieje się z Andrzejem Dudą lub z jego otoczeniem. Im szybciej przyjdzie ratunek, tym lepiej dla prezydenta, ale też dla nas wszystkich.

fot. Andrzej Hrehorowicz/KPRM