Wczorajsza konwencja PiS oraz wypuszczenie dziś przyzwoitego spotu z Beatą Szydło w roli głównej pokazały, że partia ta jest w natarciu i wyraźnie widać, iż idzie po władzę. Czuć to było podczas wczorajszego eventu. Tak samo, jak można było wyczuć na spotkaniu PO, że formacja ta pozostaje w szoku po przegranej Bronisława Komorowskiego i nie potrafi zająć się czymś innym, niż sama sobą. Dawno nie było widać takiej różnicy między formacją naładowaną energię i jej pozbawioną, między wygrywającymi, a loserami, między pospolitym ruszeniem, a dezerterującą zaciężną armią. Korkociąg sondażowy, w którym znalazła się Platforma, jest już chyba nie do odwrócenia, zwłaszcza że nie widać, by partia ta zrozumiała, dlaczego przegrała majowe wybory. Wszystko, co robi i wymyśla, jest nieadekwatne do tych zagrożeń i niebezpieczeństw, przed którymi stanęła w obliczu wygranej Andrzeja Dudy.

To zresztą ciekawe – bez względu na to, co w najbliższym czasie przedsiębierze Jarosław Kaczyński czy Paweł Kukiz, i tak skazani są na sukces, a przez liderów opinii będzie ocenione pozytywnie. I – z drugiej strony – cokolwiek wymyślać będzie Ewa Kopacz, Janusz Palikot czy Janusz Kowin – Mikke, odbierane będzie społecznie jako nieadekwatne i rozpaczliwe. Może to i niesprawiedliwe, ale tak właśnie w polityce bywa i z tego prawa przez wiele lat korzystała Platforma. Teraz obróciło się ono przeciwko niej i niewiele może ona zrobić, by się temu sprzeciwić.

Warto też zauważyć, że lider PiS robi dokładnie to, co doradzali mu ci, których za owe rady…wyrzucał z partii. Odsuwa się na bok, pozwala na samodzielność innym politykom swego obozu, łagodzi język, patronuje jednoczeniu się wokół niego szerokiego obozu prawicowego. Zażartowałem na twitterze, że chyba mój list z 2010 roku dotarł do niego dopiero teraz, bo dokładnie to sugerowałem Jarosławowi Kaczyńskiemu przed pięciu laty. Wówczas wywołało to u niego gniew, dziś wprowadza „moje” ówczesne rady w życie. Zdanie „z panem nie wygramy, bez pana nie przetrwamy”, zdanie podsumowujące moje przemyślenia z ówczesnego listu, wydaje się dziś kluczowe w rozumieniu tego, co dzieje się w PiS, co dało zwycięstwo A. Dudzie i co wielce uprawdopodabnia wiktorię tej partii w jesiennej elekcji parlamentarnej.
W nadchodzących wyborach będziemy więc mieli do czynienia z alternatywą: premier Ewa Kopacz czy premier Beata Szydło. Bo choć PO jest w głębokim kryzysie i nic nie wskazuje na to, by miała ona wygrać sejmową elekcję, to może ona wraz z lewicą, ludowcami i – być może – partią Ryszarda Petru, stanowić alternatywę dla rządu PiS i Kukiza. Nic nie zostało jeszcze rozstrzygnięte i warto o tym pamiętać. Ale nic bardziej dobitnie nie świadczy o upadku polskiej polityki, niż właśnie to, że realny wybór, przed jakim staną Polacy za parę miesięcy, to rządy Kopacz vs rządy Szydło.

Obie panie są tego samego formatu: od razu dodajmy – niewielkiego. Obie nie nadają się do pełnienia najważniejszej – de facto – funkcji w państwie. Ich wykształcenie, horyzonty myślowe, cechy osobowościowe, zasób wiedzy o funkcjonowaniu machiny państwowej predestynowałby je co najwyżej do pełnienia funkcji ministerialnych, ale na pewno nie do szefowania rządowi. Największym doświadczeniem B. Szydło jest burmistrzowanie gminie Brzeszcze. E. Kopacz co prawda była ministrem, a nawet marszałkiem Sejmu, czyli drugą osobą w państwie, ale na obu stanowiskach się nie sprawdziła. Mamy więc alternatywę między etnografką, która nie ma prawie żadnego doświadczenia, a jej największym sukcesem jest szefowanie udanej kampanii wyborczej, a lekarką, która na wszystkich sprawowanych przez siebie urzędach, łącznie z urzędem Prezesa Rady Ministrów, nie dawała sobie rady.

Kiedyś mogliśmy wybierać między Mazowieckim, a Wałęsą, między Millerem, a Buzkiem, między Kwaśniewskim, a Krzaklewskim, między Oleksym, a Cimoszewiczem, czy – wreszcie – między Kaczyńskim, a Tuskiem. Dziś mamy wybór między Kopacz, a Szydło. Tym, którzy zadowoleni z tej alternatywy, szczerze zazdroszczę. Ja widzę w niej dowód na to, co stało się z polską polityką na przestrzeni ostatnich lat. I nie ma bardziej dobitnego dowodu na jej upadek, niż ten właśnie wybór.

fot. Platforma.org