Chciałbym postawić ryzykowną tezę, że szczyt popularności Paweł Kukiz ma już za sobą, a wrześniowe referendum w sprawie JOW-ów…nie jest mu na rękę.

Z wielu przyczyn, o których pisałem wcześniej, także na portalu 300POLITYKA, uważam zadanie przekucia niewątpliwego sukcesu Kukiza z wyborów prezydenckich w porównywalny wynik w elekcji parlamentarnej, za niezwykle trudne. Jeśliby wymieniać pośpiesznie użyte przeze mnie wcześniej argumenty, to wskazałbym na problemy z budowaniem list regionalnych, niekoherencję programową, brak doświadczenia lidera, brak struktury decyzyjnej itp. Pisałem także o tym, że strategia łagodności, jaką w stosunku do byłego lidera „Piersi” przejawiała większość publicystów, także się kończy. Już wkrótce zarówno ci sympatyzujący z PO oraz, szczególnie, związani z PiS, zaczną go atakować, bowiem wyraźnie widać, że odbiera ona głosy i PO i, jeszcze bardziej, PiS-owi. W nadchodzącej kampanii będzie on więc konkurentem zarówno dla partii Ewy Kopacz, jak i formacji Jarosława Kaczyńskiego.

Ale dziś chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt, który  – w moim przekonaniu – działa na niekorzyść Kukiza. Jest nim upływający czas, a tym samym – znudzenie nim. Kukiz coraz bardziej opatruje się wyborcom – 10 maja oddali na niego głos także dlatego, że był czymś nowym. Oczywiście, przede wszystkim był alternatywą dla duopolu PiS i PO, ale przede wszystkim był kimś nowym. Wszak prawie każdy z kandydatów przedstawiał się jako alternatywa dla Kopacz i Kaczyńskiego, dla Komorowskiego i Dudy, ale aż 21% elektoratu wybrała właśnie jego. Jego, a nie Korwin – Mikkego, Brauna czy Palikota.

Co najbardziej zadziałało na jego korzyść? No właśnie efekt nowości – to, że nie był opatrzony, że wydawał się naturalny i jakoś ludzki. Wyborcy dostrzegli w nim kogoś innego, niż przedstawiciela klasy politycznej.

A kim w ciągu najbliższych miesięcy zacznie stawać się Kukiz, jak nie…politykiem? Oczywiście, będzie krzyczał na cały głos, że on nie jest żadnym politykiem, że on jest inny, że wciąż jest tym samy Pawłem. Ale będzie to wywrzaskiwał…w otoczeniu innych polityków, w programach u Moniki Olejnik itp.  Coraz więcej będziemy się dowiadywać o jego zapleczu, a jakże, politycznym. Coraz częściej zadawane mu będą pytania czysto polityczne, na które odpowiedzi będą mądre czy głupie, ale na pewno polityczne.

No i jest drugi problem – Kukiz zacznie się ludziom nudzić. Z tego punktu widzenia, wbrew powszechnej opinii, wrześniowe referendum jest dla niego nie szansą, ale…zagrożeniem. Przez cały sierpień i początek września Kukiz nie będzie schodził z ekranów telewizyjnych. Wszędzie będzie go pełno. Jak nachalnej reklamy, która po dziesiątym razie już nam się przejada, a nawet irytuje. Z każdym swym medialnym występem będzie tracił to, co zapewniło mu sukces 10 maja – świeżość, nowość, spontaniczność. Do jesieni Polacy mogą się po prostu Kukizem znudzić. Tak, jak w ciągu roku znudzili się Korwinem.

I jeszcze jedno – można przewidywać, że referendum 6 września zakończy się…klęską Kukiza. Klęską frekwencyjną. Jeśli PiS wezwie do bojkotu, a może się tak stać, zaś PO nie będzie zachęcała do udziału w głosowaniu, to do lokali może pofatygować się 20-30% obywateli. Jasne, że w 90-ciu procentach opowiedzą się oni za zmianą ordynacji i zniesieniem finansowania partii politycznych z budżetu państwa, ale referendum zakończy się jednak porażką organizatorów.

Oczywiście – Kukiz ogłosi je jako swój sukces, ale – jako się rzekło – większość komentatorów i publicystów sympatyzuje nie z nim, ale z PO i PiS, i to oni nadadzą narrację temu, co się stało. I może ona pokazywać Kukiza jako może i sympatycznego wariata, ale jednak osobę, która do rządzenia się nie nadaje. Zwłaszcza, że właśnie poniosła poważną porażkę, gdyż naród zignorował głosowanie w najważniejszej dla niego materii.

Z powyższych powodów można zaryzykować tezę, że szczyt swoich sondażowych osiągnięć Paweł Kukiz notuje w chwili obecnej. Ale wraz z nabieraniem polityczności, układaniem list, formułowaniem programu, będzie tracił efekt nowości i, po prostu, zacznie się wyborcom nudzić. Zostanie to spotęgowane przez jego maksymalną obecność w mediach na przełomie sierpnia i września. Akordem końcowym będzie jego porażka w referendum. Sekwencja tych zjawisk może okazać się dla niego i dla jego listy skrajnie niekorzystna w jesiennej elekcji do Sejmu.

fot. Kukiz na FB