Każdy, kto przeczyta ten wpis, może sobie pogratulować – należy do wąskiej i wyselekcjonowanej grupy, która interesuje się polityką i uważnie śledzi obecną kampanię wyborczą. Oraz…w żadnym stopniu nie jest obiektem zainteresowania sztabów wyborczych. Bo one walczą nie o fanatyków polityki, o tych, którzy na bieżąco obserwują polityczne wydarzenia, ale zabiegają o uwagę i sympatię tych, którzy od polityki trzymają się z dala, co jakiś tylko czas oglądają jakiś program informacyjny, zazwyczaj „gdzieś” mają życie publiczne. Dlaczego ci drudzy, a nie ci pierwsi, są obiektem zabiegów i troski sztabowców? Bo tych pierwszych są dziesiątki tysięcy, a tych drugich miliony – i to oni rozstrzygają o tym, kto wygrywa, a kto przegrywa.

Spot PiS-u o zaspanym Komorowskim, który odbiera telefon od Putina, obejrzało do tej pory…40 tysięcy internautów, czyli mniej, niż 0,1% wszystkich uprawnionych do głosowania. Zapewne 90% z nich i tak miała na temat urzędującej głowy państwa wyrobione zdanie. Spot w serwisach wieczornych przemknął i nie zagrzał miejsca na dłużej. Podobnie jako informacja o tym, że teść Dudy był Żydem, a on sam członkiem UW. Zastanawiam się, ile osób odwiedziło „Muzeum Bronisława Komorowskiego”? 200? 300? Ilu widzów zrozumiało o co chodzi, z niszczarką tam wystawioną? 10 tysięcy? 20 tysięcy?

Tego typu „marketing” nie ma żadnego, słownie – żadnego, wpływu na wynik wyborów. Zapewnia dobre samopoczucie sztabowcom, niezłą zabawę fanom polityki i świetne pieniądze firmom działającym na zapleczu partyjnym. I tyle. Nic więcej. Politycznie tego typu „gry i zabawy” nie mają najmniejszego wpływu na ostateczne rezultaty poszczególnych kandydatów. Są robione tylko dlatego, że wszyscy się do nich przyzwyczaili.

Politycy, komentatorzy, dziennikarze, publicyści – wszyscy oni przypominają mieszkańców małej wyspy na środku jeziora, którzy zamknięci na małej przestrzeni, wiedzą o sobie wszystko i są na sobie skoncentrowani. Ale o tym, kto jest królem wyspy decydują zgromadzenia na lądzie letnicy. Na co dzień zajęci są plażowaniem, zakupami, wieczornymi imprezami. Z daleka obserwują mieszkańców wyspy, ale nie za wiele poświęcają im uwagi. Bo za daleko.

Dlatego dociera do nich jedynie część tego, co wyspiarze wykrzykują do nich co chwilę. Zwracają uwagę tylko na to, co albo zostanie bardzo głośno i po wielokroć wywrzeszczane w ich stronę, albo ich jakoś zbulwersuje – że ktoś się rozbierze do naga, ktoś kogoś pobije, ktoś siarczyście zaklnie. Na komunikaty mniej soczyste są nieczuli. Do ich brzegu docierają tylko najsilniejsze fale. Tylko najdonioślejsze głosy. Tylko wrzaski najbardziej bulwersujące. Wyspiarze wciąż żyją w hałasie, walą w fale z dzikością żołnierzy króla Dariusza, starają się zwrócić uwagę letników na siebie. Ale szansę na to mają tylko nieliczni. Większość okrzyków zlewa się w monotonną kakofonię zupełnie niezrozumiałą po drugiej jeziora.

W obecnej kampanii dotarł do plażowiczów zaledwie jeden komunikat – silny, powtarzany, interesujący ich: że Andrzej Duda jest przeciwko in vitro, a Bronisław Komorowski jest „za życiem”. Drugi komunikat, wykrzykiwany przez sztabowców obecnego prezydenta, jest na razie nie do końca zrozumiały dla letników: że Duda i PiS są odpowiedzialni za upadek systemu SKOK-ów. Bez faktycznego kryzysu systemu bankowego okaże się on niesłyszalny. Ale widać, że ludzie z otoczenia Komorowskiego wiedzą z czym i jak dotrzeć do letników.

Nieudaną próbą okazało się w początkowej fazie kampanii straszenie plażowiczów tym, że Duda chce ich wszystkich wysłać na ukraiński front. Ale widać było, że jest taki właśnie plan i że trafnie odczytano w Belwederze, czego letnicy naprawdę się boją. Co więcej, znając politologiczną zależność, że wyborcy w czasach zawieruchy i niepokojów międzynarodowych zawsze skupiają się wokół aktualnie rządzących, nie można wykluczyć, że sztab Komorowskiego wróci jeszcze do tej tematyki i będzie rozgrywał wewnętrznie sytuację na wschodniej Ukrainie.

Ze strony sztabowców PiS nie widać było niczego, co nadałoby kampanii nowych barw, co mogłoby dotrzeć do sennych plażowiczów. Na razie skupiają się oni jedynie na tym, by tej ich części, która normalnie głosuje na PiS uświadomić, że Duda jest właśnie z tej partii. Dotychczas jednak nie było z ich strony niczego, co wykraczałoby poza banalny i przewidywany repertuar każdej kampanii. Dobrze zorganizowana konwencja, sprawnie zarządzany objazd po kraju. Ale nic ponadto. Żadnej próby spowodowania większej fali, która dotarłaby do plażowiczów.

Widać więc, że nowoczesny marketing lepiej rozumieją ludzie „wujowatego Bronka”. To oni pokazują, że wiedzą, iż z wyspy do letników docierają tylko najbardziej wyraziste sygnały – może i prymitywne w treści, ale za to wykrzyczane po wielokroć, dotykające zwykłych ludzi i dające się przełożyć na ich emocje. Jeśli sztabowcy Dudy wciąż będą myśleć, że adresatem ich działań są wyspiarze, a do letników można dotrzeć szeptem, banalnymi spotami i przewidywanymi działaniami, to ich sukcesem będzie jedynie doprowadzenie do drugiej tury i znacząca przegrana w niej ich kandydata. Dziś liczą się w kampaniach tylko zsymplifikowane, ale emocjonalne, treści w jeszcze bardziej zsymplifikowanej, ale emocjonalnej, formie. Bo tym właśnie jest współczesny marketing. Bo tacy są współcześni wyborcy.

fot. PBK na FB