Od wczoraj wiemy już jakie są linie sporu politycznego, przygotowane przez dwa najważniejsze sztaby. Ale tylko jeden z nich jest dobrze skrojony pod kandydata i zgodny z oczekiwaniami społecznymi w obecnej chwili.

Linia sporu w obecnej kampanii, którą chce narzucić urzędujący prezydent, wygląda następująco: zgoda, bezpieczeństwo, kontynuacja, stabilność, przewidywalność, pokój versus niezgoda, kłótnia, zmiana, chaos, destabilizacja, nieprzewidywalność, wojna. On ma reprezentować to pierwsze, a jego konkurenci (ze szczególnym uwzględnieniem Andrzeja Dudy) to drugie. Temu podporządkowane jest hasło wyborcze: „Wybierzmy zgodę i bezpieczeństwo” i temu zapewne będzie podporządkowana cała strategia.
Trzeba przyznać, że jest to sprytnie i zręcznie skrojone (inna rzecz jak będzie wykonywane) – w obliczu kryzysu na Ukrainie, zawirowań w światowej gospodarce, niepewności jutra, obaw o wybuch wojny itp., narracja Bronisława Komorowskiego świetnie odpowiada na zapotrzebowania społeczne. Hasło nawiązuje do tego, które przyniosło mu zwycięstwo pięć lat temu, co wzmacnia efekt kontynuacji i stabilności. A i sam obecny lokator Belwederu odpowiada zaproponowanej linii – postrzegany jest, słusznie czy niesłusznie, jako spokojny i opanowany, jako poważny i rozsądny, jako dążący do kompromisu i dialogu. Nie ma – podkreślmy raz jeszcze – znaczenia, czy tak jest tak naprawdę, czy też nie. Ważne, że tak właśnie jest on postrzegany. Nawet jego „wujowatość”, jowialność, predylekcja do wpadek i lapsusów nie stoją w sprzeczności z tym obrazem, a nawet odwrotnie – wzmacniają go! Komorowski idealnie odpowiada w świadomości społecznej narracji, którą jego sztabowcy chcą mu narzucić.

Bardzo ciężko będzie jego oponentom zaatakować go i krytykować, bowiem od dziś będzie to interpretowane jako warcholstwo, inklinacja do kłótliwości, naruszanie zgody narodowej i wykorzystywanie do celów partyjnych skomplikowanej sytuacji międzynarodowej. Jak teraz walczyć z prezydentem, który deklaruje zgodę i porozumienie narodowe w obliczu dramatu za naszą wschodnią granicą? Jak spierać się z nim, gdy on sam nawołuje do powszechnego „kochajmy się”?

Dlatego uważam wyznaczenie takiej, a nie innej, linii sporu kampanijnego przez sztab urzędującej głowy państwa za bardzo trafne i zbliżające go do zwycięstwa. Za doskonale przypasowane do tego, jak Komorowski jest społecznie postrzegany. Oraz za bardzo niezręczne dla jego konkurentów.

Inaczej jest w przypadku Andrzeja Dudy – co prawda on też wczoraj wyznaczył proponowaną linię sporu, ale wydaje się ona mniej dla niego korzystna. Jaka jest owa linia? To spór między, z jednej strony, elitami, establishmentem, zadowolonymi, sytymi i ukontentowanymi, a, z drugiej strony, kontrelitami, wykluczonymi, niezadowolonymi, buntującymi się i zwykłymi. Na pierwszy rzut oka wygląda to dobrze, ale przy bliższym spojrzeniu widać, że Duda natrafi tu na trzy przeszkody.

Po pierwsze, na tej samej nucie grają już także inni kandydaci – Janusz Korwin-Mikke, Paweł Kukiz, Marian Kowalski, a nawet Janusz Palikot i Magdalena Ogórek! Więc chętnych do podzielenia się tym tortem jest więcej, niż marzy sobie sztab kandydata PiS. Siłą więc rzeczy, wszyscy ci, którzy będą chcieli 10 maja wyrazić swój sprzeciw wobec tego, co obecnie dzieje się w Polsce, będą mieli do wyboru o wiele więcej kandydatów, niż jednego Dudę.

Po drugie, w walce o duszę wykluczonych, zwykłych i poszkodowanych przez system, akurat Duda wypada średnio wiarygodnie – doktor nauk prawnych, członek krakowskiej elity publiczno – artystycznej, były minister w kancelarii głowy państwa, eurodeputowany z zarobkami około 50 tysięcy złotych miesięcznie. Wydaje się, że Kukiz, JKM czy Kowalski bardziej nadają się do tego, by reprezentować „brudnych, brzydkich, złych”. Na ich tle reprezentant PiS jawi się jako przedstawiciel establishmentu par excellence. Widać więc, że opowieść dla niego została źle skrojona i zupełnie do niego nie pasuje. Mówiąc bardzo obrazowo – Kukiz, w swojej czarnej skórze, bardziej pasuje na trybuna ludowego, niż mile uśmiechający się Duda, w dobrze skrojonym garniturze i z zawodowym uśmiechem na twarzy.

Po trzecie, wiara w to, że lud polski nienawidzi elit, chce buntu i surowej pomsty na rządzących, jest płonna i nieprawdziwa. Lud polski nie chce zniszczenia elit, ale dołączenia do nich. Elektorat marzy o tym, by być ich częścią, by stać się establishmentem, by wyrwać się ze swoich wiosek i miasteczek i dołączyć do „onych”. O ile linia zaproponowana przez PBK jest inkluzywna, awansowa, aspiracyjna, czyli obiecuje, że jak się tylko zagłosuje na obecnego prezydenta, to od razu oznaczać to będzie wejście do tej lepszej części narodu, o tyle linia zaproponowana przez Dudę mówi, że on upomni się o ów lud i uszlachetni go w jego zbożnym cierpieniu. A lud tego nie chce – on chce awansu. To zaś daje mu, w jego mniemaniu, głosowanie na Komorowskiego.

Z powyższych powodów oceniam strategię zaproponowaną przez sztab Komorowskiego za bardziej udaną – dostosowaną do kandydata oraz do czasów, w których żyjemy, a także stawiającą w ciężkiej sytuacji tych, którzy chcieliby uderzać w czasie kampanii w prezydenta. I odwrotnie – strategia zaproponowana przez sztab Dudy jest niedostosowana do kandydata, mogąca być przechwyconą przez jego konkurentów, do których bardziej pasuje, a także nie do końca trafnie odczytująca nastroje społeczne i aspiracje ludzi. Wszystko to nasuwa wniosek, że urzędujący prezydent powinien dość łatwo wygrać.

Ale z faktu, ze czyjaś strategia jest lepsza, nie wynika jeszcze, jeszcze będzie lepiej realizowana. I o tym będą te wybory – gorszą linię podziału wypracował sztab Dudy, ale ma lepszego, bardziej plastycznego i szybciej uczącego się kandydata. Przeciwnie jest w przypadku Komorowskiego – tu problemem nie jest strategia, bo została bardzo dobrze skonstruowana, ale sam kandydat.

fot. FB PBK